Jakość muzyki zależy od czystości i wspaniałości spotkania z tym, co Boże! Abp Skworc

Pan Cogito (postać z poezji Herberta), urzeczony w dzieciństwie śpiewnym głosem matki, który „niósł go przez bory niemowlęctwa”, to znów kołysanką „rozlewną jak Dniepr” nuconą mu do snu przez ukraińskie niańki, wspomina głód dotkliwszy od głodu jadła, kiedy – już jako student – czekał przed koncertem „na łaskę darmowego biletu”.
Kiedy jednak „zmieniły się / obroty rzeczy / pola grawitacji / a wraz z nimi / wewnętrzna oś / Pana Cogito”, wówczas zaczął on zastanawiać się, czym naprawdę jest muzyka, która „porzuca trzy wymiary / flirtuje z nieskończonością / kładzie na otchłań czasu / znikliwe ornamenty”.
Zawieszając, mimo chęci odnalezienia odpowiedzi, swoje dociekania stwierdza, że muzyka „zasmuca bez powodu / raduje bez przyczyny // napełnia krwią bohaterów / zajęcze serca rekrutów // rozgrzesza nazbyt łatwo / za darmo oczyszcza” (Zbigniew Herbert, Pana Cogito przygody z muzyką).
Pan Cogito odkrywa w muzyce smutek i radość, siłę uskrzydlającą i coś, co dotyka samej głębi duszy. Nie znajduje jednak ostatecznego wyjaśnienia niezwykłego zjawiska muzyki – „marzenia o mowie cherubów / zostawiał w ogrojcu marzeń”.
Wiersz Herberta należy do tomu „Elegia na odejście”, który nosi datę publikacji 1990. Dwadzieścia pięć lat później, w naszym 2015 roku, odpowiedzi na pytania Pana Cogito daje papież emeryt Benedykt XVI w przemówieniu z okazji wręczenia mu doktoratu honoris causa przez Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie.
Myślę, że można wskazać trzy „miejsca”, z których wypływa muzyka.
Pierwszym jej źródłem jest doświadczenie miłości. Kiedy ludzie byli zauroczeni miłością, otwierał się im inny wymiar istnienia, nowa wielkość i perspektywa rzeczywistości. Pobudzała ona także do wyrażania siebie w nowy sposób. Poezja, śpiew i w ogóle muzyka zrodziły się z tego doświadczenia wstrząsu, z tego otwierania się nowego wymiaru życia.
Drugim źródłem muzyki jest doświadczenie smutku, dotknięcie śmiercią, bólem i otchłaniami istnienia. Także i w tym przypadku otwierają się w przeciwnym kierunku nowe wymiary rzeczywistości, które nie mogą znaleźć odpowiedzi w samych tylko słowach.
Wreszcie trzecim miejscem pochodzenia muzyki jest spotkanie z tym, co Boże, od początku w jakiejś mierze definiującym to, co ludzkie. Tu najbardziej jest obecne coś zupełnie innego i coś zupełnie wielkiego, co pobudza w człowieku nowe sposoby wyrażania siebie. Może da się powiedzieć, że w istocie także w dwóch pozostałych obszarach – miłości i śmierci – dotyka nas tajemnica Boga, a więc tym sensie dotknięcie przez Boga stanowi w sumie źródło muzyki” (Przemówienie Benedykta XVI).
Słuchaliśmy dziś czytania z Księgi Mądrości, w którym niektórzy widzą zapowiedź narodzin Jezusa Chrystusa, lecz pierwszy sens tego fragmentu ma charakter paschalny. Autor natchniony w pełnych dramatyzmu słowach opisuje nawiedzenie Egiptu przez anioła Pana, który zabija w królestwie faraonów wszystko, co pierworodne:
Gdy głęboka cisza zalegała wszystko,
a noc w swoim biegu dosięgała połowy,
wszechmocne Twe Słowo z nieba, z królewskiej stolicy,
jak miecz ostry niosąc Twój nieodwołalny rozkaz,
jak srogi wojownik runęło w pośrodek zatraconej ziemi.
I stanąwszy, napełniło wszystko śmiercią:
nieba sięgało i rozchodziło się po ziemi.
Z tego dotknięcia śmierci z pewnością zrodził się lament, który nie dał się wyrazić słowami. Z drugiej strony – rzecz paradoksalna – ciemna noc w domach Egipcjan była światłem w domach Izraelitów, którzy czekali na moment exodusu. A kiedy przeszli przez Morze Czerwone i zobaczyli upadek swych wrogów, śpiewali na cześć Pana, który moc swą okazał, „gdy konia i jeźdźca pogrążył w morskiej toni”.
A zatem śmierć i miłość, a w tym wszystkim dotknięcie Boga, były źródłem muzyki wydarzenia paschalnego, najważniejszego w dziejach Izraela. Jako ludzie wiary w Jezusa Chrystusa mamy udział w nowym wydarzeniu paschalnym, w którym Chrystusa dotyka śmierć, lecz On – będący Miłością – zmartwychwstaje, a ci, którzy są zanurzeni w Jego śmierci i powołani do nowego życia śpiewają pełne mocy Alleluja!, czyli radość, która śpiewa samą siebie. I znów śmierć i miłość, i dotknięcie Boga stają się dla nas źródłem muzyki, którą chwalimy Boga.
Te trzy źródła muzyki, a właściwie jedno Boże, jest również źródłem muzyki kościelnej, muzyki liturgicznej, która uczestniczy w kulcie, jako ludzka odpowiedź na słowo Boga. „Można powiedzieć, że jakość muzyki zależy od czystości i wspaniałości spotkania z tym, co Boże, z doświadczeniem miłości i cierpienia. Im bardziej czyste i prawdziwe jest to doświadczenie, tym czystsza i wspanialsza będzie także muzyka, które z niego się rodzi i rozwija” (Benedykt XVI).
Muzyka liturgiczna jest odpowiedzią człowieka wiary na łaskę Boga, który udziela mu się w Jezusie Chrystusie. Muzyka liturgiczna rodzi się więc ze spotkania, w którym człowiek z uporem podobnym do uporu wdowy z dzisiejszej przypowieści Jezusa przekracza siebie, dokonuje duchowego exodusu, by przejść ze śmierci do życia, z ciemności do światła, ze smutku w radość. Można powiedzieć, że bez tego exodusu, który możemy inaczej nazwać nawróceniem, nie ma i nie będzie muzyki liturgicznej. Będzie jedynie jakiś muzyczny lukier, kicz i tandeta, których niestety nie brakuje także w twórczości uznającej się za muzykę kościelną.
Jezus pyta wymownie na koniec dzisiejszej ewangelii: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie?”, czy znajdzie ludzką odpowiedź, także muzyczną na swoją łaskę, którą niesie ludzkości? Czy znajdzie ludzi nawrócenia, exodusu, gotowych wyjść Mu na spotkanie?
Pan nie zniesie fałszu, dysonansów i porwanych akordów, dlatego tym mocniej trzeba dziś starać się, czuwać nad sobą, ażeby moje, nasze życie było prawdziwie pieśnią dla Pana. „Nie znamy przyszłości naszej kultury i muzyki sakralnej. Ale jedno jest jasne: tam, gdzie rzeczywiście zachodzi spotkanie z Bogiem żywym, który w Chrystusie przychodzi do nas, tam rodzi się i nieustannie na nowo się rozwija także odpowiedź, której piękno pochodzi z samej prawdy” (Benedykt XVI).
I to jest recepta, szczególnie ważna dla twórców muzyki liturgicznej, dla pasterzy Kościoła, prezbiterów, osób konsekrowanych i wiernych świeckich. Nasza muzyka będzie uwielbieniem, adoracją, kiedy zrodzi się ze spotkania z żywym Bogiem. Niech prowadzi nas do Niego każda Eucharystia!

Homilia wygłoszona podczzas II Kongresu Muzyki Liturgicznej; 14.11.2015.


 

3
Grudnia

Autor wpisu

Adam