Edycja III - Wykład 17 Wszystkie wykłady

CYKL - WYPRAWY MISYJNE I LISTY ŚWIĘTEGO PAWŁA
KS. BP PROF. DR HAB. KAZIMIERZ ROMANIUK

WYKŁAD 17 - Pobyt w Antiochii Syryjskiej i pierwsza podróż misyjna



Gdy Paweł przebywał w Tarsie, Kościół palestyński, przeszedłszy zwycięsko przez próbę pierwszych prześladowań, rozwijał się coraz bardziej i krzepł. Obok Jerozolimy wyłaniał się, z każdym dniem wyraźniej, drugi ośrodek chrześcijaństwa palestyńskiego, z siedzibą w Antiochii Syryjskiej. Swoje powstanie gmina antiocheńska, z czasem tak bardzo prężna, zawdzięczała prześladowaniom w Jerozolimie. Zupełnie wyraźnie tak właśnie genezę chrześcijaństwa antiocheńskiego przedstawia Łukasz:
Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i aż do Antiochii, głosząc słowo samym tylko Żydom. Niektórzy z nich pochodzili z Cypru i z Cyreny. Oni to po przybyciu do Antiochii, przemawiali też do Greków i opowiadali Dobrą Nowinę o Panu Jezusie, a ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana (Dz 11, 19 – 21).
W relacji powyższej znaczenie szczególne dla zrozumienia początków gminy antiocheńskiej przedstawia część końcowa, mówiąca o przyjmowaniu na łono chrześcijaństwa nie tylko Żydów, lecz także Greków i to – tych ostatnich – w wielkiej liczbie, bez zobowiązywania ich do przechodzenia przez judaizm jako etap pośredni na drodze do chrześcijaństwa. Było to zjawisko absolutnie nowe i nie mogło być niedostrzeżone przez judeochrześcijan jerozolimskich. Tak więc, nim jeszcze Paweł, jako urzędowy wysłannik, zacznie głosić Dobrą Nowinę wśród pogan, już wcześniej rozpoczęli analogiczną pracę w tych środowiskach inni, może bez specjalnego mandatu ze strony rezydujących w Jerozolimie „filarów” pierwotnego Kościoła. Do takich pogano-misjonarzy należał – obok Barnaby – Filip, rozwijający swoją działalność wśród uważanych za pogan Samarytan; byli takimi, nie nazwani po imieniu, mężowie Cypryjczycy i Cyrenejczycy, którzy osiedli z czasem w Antiochii nad Orontesem (Dz 8, 5n); przejawem podobnej działalności było głównie – co zakrawa na paradoks – nawrócenie setnika Korneliusza przez samego Piotra.
Jednakże nie ulega wątpliwości, że Paweł posiadał szczególne predyspozycje, by prace misjonarskie wśród pogan ówczesnego imperium rzymskiego poprowadzić najskuteczniej. Abstrahujemy tu od cech jego charakteru, ograniczając się do zwrócenia uwagi na dziedzictwo jedynie dwu kultur: hellenistycznej oraz judaistycznej. Bez pierwszej nie mógłby poruszać się tak swobodnie w świecie pogańskim, korzystając niekiedy z przywilejów obywatela rzymskiego, bez drugiej zaś nie stałby się tak żarliwym głosicielem zbawczego dzieła Mesjasza.
W nowo powstałej społeczności chrześcijan antiocheńskich najwyraźniej brak było przełożonego, o czym wieść rychło dotarła do Jerozolimy, gdzie rezydowało Kolegium Dwunastu. Dość znamienne jest to, że nie posłano do Antiochii żadnego z dwunastu Apostołów, tylko Barnabę. Być może pewną rolę odegrał tu fakt, że Barnaba pochodził z Cypru. Spodziewano się prawdopodobnie, że spotka w Antiochii wielu spośród swoich rodaków i w ten sposób łatwiej mu będzie zorganizować całą gminę.
Przybywszy do Antiochii Barnaba stwierdził niebawem, że praca, która tam nań czekała, stanowczo przerastała możliwości jednego człowieka. Szukając ewentualnego pomocnika, bez trudności przypomniał sobie Pawła. Udaje się więc do Tarsu, sprowadza z sobą do Antiochii Pawła, i przez cały rok, służą obaj tamtejszej społeczności wyznawców Chrystusa, nazwanych po raz pierwszy właśnie w Antiochii „chrześcijanami”: W Antiochii – notuje Łukasz – po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami (Dz 11, 26).
Określenie to pochodziło prawdopodobnie ze środowisk nieżydowskich – Żydzi nazywali chrześcijan Nazarejczykami (Dz 24, 5) – lecz od pogan, odróżniających w ten sposób chrześcijan od Żydów.
Z okresu działalności duszpasterskiej w Antiochii wymienia Łukasz – jako wydarzenie ważniejsze – zorganizowanie zbiórki na głodujących w Judei. Doręczenie darów do Jerozolimy było dla Pawła okazją do nawiedzenia Świętego Miasta poraz drugi od czasu nawrócenia. Znów całą sprawę tak oto przedstawia Łukasz:
Uczniowie postanowili więc, że każdy według możności pośpieszy z pomocą braciom mieszkającym w Judei. Tak też zrobili, wysyłając (jałmużnę) starszym przez Barnabę i Szawła” (Dz 11, 29).
Z Ga 2, 1 wynika, że w tej drugiej podróży do Jerozolimy Szawłowi i Barnabie towarzyszył Tytus, który jeszcze nie raz będzie się pojawiał przy boku Pawła.
Są pewne racje, by przypuszczać, że Tytus pochodził z Antiochii Syryjskiej. Właśnie w Antiochii przebywał Paweł po swym nawróceniu, dość długo prowadząc tam bardzo owocną działalność apostolską wspólnie z Barnabą. Otóż właśnie z Antiochii udawał się Paweł w swoją drugą podróż do Jerozolimy, o czym tak pisze:
Udałem się ponownie do Jerozolimy wraz z Barnabą, zabierając ze sobą także Tytusa (Ga 2, 1).
Oczywiście można by przypuszczać, że zarówno sam Tytus jak i, być może, już jego rodzice, należeli do ludności napływowej ale nie jest też wykluczone, że Tytus urodził się już w Antiochii. Nie ulega wątpliwości, że na chrześcijaństwo przeszedł Tytus za sprawą Pawła. Apostoł tak bowiem pisze:
do Tytusa, dziecka mego prawdziwego we wspólnej nam wierze (Tt 1, 4).
Nie nazywałby Paweł Tytusa swym „dzieckiem prawdziwym”, gdyby go nie zrodził przez chrzest i przekazaną mu wiarę.
Jako poganin nie był Tytus, rzecz jasna, obrzezany, ale gdy przechodził na chrześcijaństwo też obrzezania nie przyjął. Od nawracanych przez siebie Paweł nie żądał poddawania się obrzezaniu. W przypadku Tytusa żywił, jak się wydaje, pewne obawy, że gdy ten znajdzie się w Jerozolimie, wśród zdecydowanej większości obrzezanych, także i jego będą nakłaniać do przyjęcia obrzezania. Pisze tedy z uczuciem pewnego zdziwienia i ulgi:
Ale nie zmuszano do obrzezania nawet Tytusa (Ga 2, 3).
O Tytusie, mówi niemało Paweł w 2 Kor, pisanym jak wiadomo w Efezie. To, co Paweł napisał o Tytusie zasługuje, przy odtwarzaniu biografii tego ostatniego, na szczególną uwagę. Pisze tak:
Bogu niech będą dzięki za to, że wszczepił tę troskę o was w serce Tytusa, iż przyjął zachętę, A będąc jeszcze bardziej gorliwym, z własnej woli wybrał się do was (2 Kor 8, 16n).
Naprzód słówko na temat troski, jaką Bóg wszczepił w serce Tytusa o chrześcijan korynckich. To właśnie ta wzmianka stanowi podstawę do przypuszczeń, że Tytus już wcześniej był znany Koryntianom. Musiał już chyba z własnych doświadczeń wiedzieć o ich różnych problemach i bardzo mu zależało na przyjściu wiernym korynckim z pomocą. Byłoby to mniej zrozumiałe, gdyby Tytus nigdy dotychczas nie był w Koryncie. Po raz kolejny został Tytus posłany do Koryntu z bardzo delikatną misją i wywiązał się z niej znakomicie, naprawiając bardzo popsute stosunki Koryntian z Pawłem. Po powrocie z korynckiej misji Tytusa, Paweł pisał:
Pocieszyciel pokornych, Bóg, podniósł i nas na duchu przybyciem Tytusa. Nie tylko zresztą jego przybyciem, ale i pociechą, jakiej doznał wśród nas, gdy nam opowiadał o waszej tęsknocie, o waszych łzach, o waszym zabieganiu o mnie, tak że radowałem się jeszcze bardziej (2 Kor 7, 5–7).



Widać z tego, że Koryntianie traktowali Tytusa jak dawnego znajomego i przyjaciela. Inaczej chyba nie pozwalali by sobie na wzruszenia aż do łez. Z drugiej strony Tytus musiał wyrażać się szczególnie ciepło o Pawle skoro dochodziło aż do takich wynurzeń.
A oto dalszy ciąg reakcji Pawła na wieści przywiezione przez Tytusa z Koryntu:
A chociaż może i zasmuciłem was moim listem, to nie żałuję tego, nawet zresztą gdybym i żałował, widząc, że list ów napełnił was na pewien czas smutkiem, to teraz raduję się – nie dlatego żeście się smucili, ale żeście się zasmucili ku nawróceniu (2 Kor 7, 8n).
Po raz kolejny posłał Paweł Tytusa do Koryntu z nie mniej delikatnym zadaniem przeprowadzenia tam zbiórki na ubogich w Jerozolimie (2 Kor 8, 23).
Wróćmy jednak do Antiochii, w której Paweł zatrzymał się na jakiś czas przed pierwszą wyprawą.
Otóż w Antiochii z dnia na dzień przybywało zajęć duszpasterskich. Trzeba było poszukiwać coraz to nowych ludzi do pracy. W jednej ze swych notatek o sytuacji Kościoła antiocheńskiego pisze Łukasz:
W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami Barnaba i Szymon zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł (Dz 13, 1–2).
Do listy tej należy dorzucić Jana Marka, którego zwerbował najprawdopodobniej Barnaba, jako że był z nim spokrewniony, chociaż własny dom i stałe miejsce zamieszkania posiadał Marek w Jerozolimie, gdzie zresztą pozostał w bliskich kontaktach z Piotrem. Po cudownym uwolnieniu z więzienia, Piotr swoje pierwsze kroki skierował właśnie do domu Marii, matki „Jana zwanego Markiem” (Dz 12, 12).
Trudno określić dokładniej, jak długo trwała praca duszpasterska prowadzona przez wyżej wymieniony zespół w Antiochii. Jakkolwiek wydawała piękne owoce, praca ta nie stanowiła celu, do którego został powołany Paweł. W Dz 13, 2 czytamy takie oto zdanie:
Gdy odprawiali publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: «Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem». Wtedy po poście i modlitwie oraz po włożeniu na nich rąk, wyprawili ich.
Wspomniany tu obrzęd włożenia rąk połączony z modlitwą, uważają niektórzy za przekazanie Szawłowi i Barnabie władzy biskupiej. Świadczyłoby to – przynajmniej pośrednio – o istnieniu już wtedy w Antiochii formalnej hierarchii kościelnej. Wzmianką o „wyprawieniu” Barnaby i Szawła wprowadza nas Łukasz w dzieje pierwszej podróży misyjnej, mającej obejmować – podobnie, jak i wszystkie pozostałe – terytoria położone poza Palestyną. Dopiero nieco później dowiemy się, że na pierwszą wyprawę wyruszył wspólnie z Barnabą i Szawłem także Jan Marek.
Ekipa złożona z trzech misjonarzy opuściwszy Antiochię skierowała swe kroki w stronę Seleucji, będącej właściwie częścią portową Antiochii Syryjskiej. Stamtąd, okrętem już, udano się na wyspę Cypr. Powody, dla których popłynięto właśnie tam, mogły być różne: akurat była to trasa okrętu, którym zabrali się trzej misjonarze; Barnaba, być może, chciał po drodze nawiedzić swoje ojczyste strony? Dość liczny napływ Cypryjczyków do Antiochii stwarzał pewne perspektywy zorganizowania na tej wyspie samodzielnej gminy chrześcijańskiej.
Miejscem pierwszego lądowania na Cyprze była Salamina, największe miasto i stolica wyspy. Zwyczajem, którego Paweł jeszcze długo będzie przestrzegał, pierwsze kontakty w Salaminie nawiązano z tamtejszymi Żydami. Warto przy tej sposobności zwrócić uwagę na brak zbieżności tej zasady z inwestyturą Pawła na apostoła nie Żydów przecież, tylko pogan. Otóż zaznaczyliśmy już, że chodziło o nawiązanie pierwszych kontaktów, o zasygnalizowanie swojej obecności w nowym środowisku. Poza tym nie należy zapominać, że do synagog w diasporze przychodzili nie tylko Żydzi, lecz także bogobojni, rekrutujący się z pogan. Tych ostatnich – zwłaszcza ich kontakty ze środowiskami czysto pogańskimi na co dzień – przede wszystkim miał Paweł na względzie. W środowiskach żydowskich głównie miał też nadzieję Barnaba spotkać swoich rodaków, dawnych znajomych. Tak więc zaznacza Łukasz, że po przybyciu do Salaminy Szaweł, Barnaba i Jan Marek „głosili słowo Boże w synagogach żydowskich” (Dz 13, 5).
Etap następny – i ostatni zresztą na wyspie Cypr – stanowiło miasto Pafos, uznane przez Rzymian za stolicę Cypru. Za czasów rzymskich tam właśnie rezydował prokonsul, którym w czasie pobytu Szawła na Cyprze był niejaki Sergiusz Paweł, uważany przez Łukasza za człowieka wykształconego (Dz 13, 7). Otóż w związku z osobą tego prokonsula miał miejsce wypadek następujący:
Ten wezwawszy Barnabę i Szawła, chciał słuchać słowa Bożego. Lecz przeciwstawił się im Elimas – mag…, usiłując odwieść prokonsula od wiary. Ale Szaweł, który także zwie się Paweł, napełniony Duchem Świętym spojrzał na niego uważnie i rzekł: „O, synu diabelski, pełny wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności, wrogu wszelkiej sprawiedliwości, czyż nie zaprzestaniesz wykrzywiać prostych dróg Pańskich? Teraz dotknie cię ręka Pańska: będziesz niewidomy i przez pewien czas nie będziesz widział słońca”. Natychmiast spadły na niego mrok i ciemność. I chodząc wkoło szukał kogoś, kto by go poprowadził za rękę. Wtedy prokonsul widząc, co się stało, uwierzył, zdumiony nauką pańską (Dz 13, 7–12).
Zdaniem niektórych opis powyższego zdarzenia jest duplikatem literackim opowiadania o Szymonie Czarnoksiężniku (Dz 8,9–24). Lecz twierdzenie tego rodzaju nie uwzględnia zbyt wyraźnych oraz dość istotnych różnic, jakie istnieją między tymi dwiema relacjami. Mianem czarnoksiężnika Dzieje Apostolskie zwykły określać nie zwykłego szarlatana, lecz człowieka niekiedy dość wykształconego, obeznanego zwłaszcza ze zjawiskami okultystycznymi, posiadającego niemałą wiedzę z zakresu astrologii. Trochę to dziwne, że tego rodzaju osobistość – na dodatek pochodzenia żydowskiego – przebywała na dworze prokonsula, człowieka „roztropnego”, jak Łukasz zaznaczył. Nie należy zapominać o dość często spotykanych u Rzymian upodobaniach do zjawisk pozaziemskich. Józef Flawiusz podaje, że nawet wysokich oficerów rzymskich wprawiał w podziw niejaki Eleazar, dokonujący rzekomych uzdrowień za pomocą magicznych formuł.
Towarzyszący Pawłowi podczas pierwszej wyprawy misyjnej z pewnością byli bardzo ciekawi, jak też Paweł poradzi sobie z człowiekiem, który całkiem jawnie począł psuć jego apostolskie dzieło. O mały włos, a nie powiodłoby się nawrócenie prokonsula Sergiusza Pawła, a już wszystko było doprowadzone prawie do końca. Misjonarze dzisiejsi, mający również niekiedy do czynienia z różnego rodzaju czarownikami, radzą unikać otwartych konfliktów z nimi, gdyż powoduje to niekiedy bardzo kłopotliwe komplikacje i zazwyczaj są niewielkie nadzieje na wygranie takiej walki.
Otóż w zajściu z Elymasem uderza przede wszystkim absolutne zdecydowanie Pawła: żadnych pertraktacji, żadnych omawiań z tzw. ogródkiem. Rzeczy są nazywane po imieniu. Nikomu nie wolno wykrzywiać dróg Ducha Świętego. Nikt nie może narażać na zniweczenie zbawczego dzieła Chrystusa. Największe wrażenie na towarzyszach Pawła musiała zrobić pewność, z jaką Apostoł odwoływał się do mocy samego Boga. Skąd wiedział, że wydając wyrok na Elymasa, nie skompromituje swojej apostolskiej powagi? Skąd miał pewność, że Bóg podporządkuje się jego wyrokowi i ześle na nieszczęsnego czarownika ślepotę? To musiało robić wrażenie ogromne. Zapewne podziwiano niezwykłe związki Pawła z mocami niebieskimi. Widać stąd, że Paweł od samego początku wierzył bez reszty w następujące zapewnienia Chrystusa:
Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 8).
Z czasem zdobędzie się Paweł sam na takie oto oświadczenia:
Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam? Kto nas może odłączyć od miłości Chrystusa?… Jestem pewien, że ani śmierć, ani aniołowie, ani zwierzchności… ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 31–39).
Oto perspektywy przyszłych wystąpień Pawła.



Od opisu nawrócenia prokonsula Sergiusza Szaweł występuje w Dziejach Apostolskich zawsze jako Paweł. Być może posiadał to imię wcześniej – niewykluczone, że Paulus, to jedna ze zlatynizowanych (zhellenizowanych) form hebrajskiego Saul – ale począł się nim posługiwać – być może, przez sympatię do prokonsula Sergiusza – dopiero od czasu nawrócenia tego dostojnika pogańskiego. Zresztą przewidując, że będzie przebywał już teraz głównie wśród pogan, ich zwyczajem będzie używał dwu imion.
Wreszcie nie bez znaczenia jest również i ten szczegół, że przewodnictwo całej ekipy – już od momentu udzielania pouczeń prokonsulowi Sergiuszowi – obejmuje Paweł. Jemu, jako obywatelowi rzymskiemu, wypada pertraktować z przedstawicielem władzy rzymskiej.
Opuściwszy Pafos, okrętem wszyscy trzej misjonarze dotarli do lądu małoazjatyckiego i zatrzymali się na jakiś czas w Perge, jednym z głównych miast Pamfilii. Tylko jedno wydarzenie zanotował Łukasz z pobytu – zdaje się niedługiego zresztą – w Perge: odłączenie się Jana Marka i jego powrót do Jerozolimy. Zatrzymajmy się na moment przy tym nie bardzo udanym współpracowniku Pawła.
Pewne szczegóły na temat domu rodzinnego oraz imienia matki Jana Marka podaje autor Dziejów Apostolskich, gdy opisuje wydarzenia, jakie nastąpiły po cudownym uwolnieniu Piotra z więzienia Jerozolimskiego.
Po zastanowieniu się poszedł (Piotr) do domu Marii, matki Jana, zwanego Markiem, gdzie zebrało się wielu na modlitwie (Dz 12, 12).
Ta lakoniczna notatka pozwala stwierdzić trzy następujące fakty: 1° że matka Jana Marka miała na imię Maria; 2° że Piotr bywał już wcześniej w domu rodzinnym Jana Marka w Jerozolimie; 3° że dom ten służył za miejsce zebrań liturgicznych i modlitwy dla chrześcijan jerozolimskich. Wszystko inne – zwłaszcza szczegóły dotyczące samego domu – pochodzi z nieco późniejszych apokryfów i literatury patrystycznej. To z tych źródeł można się dowiedzieć, że właśnie w tym domu znajdował się wieczernik, że tam ukazał się zmartwychwstały Jezus apostołom (J 20, 19–28); tam też zgromadzili się apostołowie po wniebowstąpieniu Jezusa (Dz 1, 13–14); tam rzekomo Duch Święty zstąpił na Matkę Bożą i Apostołów (Dz 2,1nn).
W Kol 4, 10 Marek jest nazwany kuzynem Barnaby. Znów według źródeł pozabiblijnych Maria, matka Jana Marka, miałaby być rodzoną siostrą Barnaby. Jana Marka należałoby zatem uważać za siostrzeńca Barnaby. Ze wzmianki o pokrewieństwie z Barnabą zrodziła się opinia, iż Jan Marek pochodził również, podobnie jak Barnaba, z Cypru. W Jerozolimie miałby osiąść Jan Marek, jeszcze z matką, ale już po śmierci ojca, dopiero po wniebowstąpieniu Jezusa. Stąd też powstało przeświadczenie, że Marek ani nie widział, ani nigdy nie słyszał osobiście Jezusa.
O ojcu, o ewentualnym rodzeństwie, o latach dziecięcych i młodości oraz wykształceniu Jana Marka nic, niestety, nie wiemy. Wydaje się natomiast, że na chrześcijaństwo nawrócił Jana Marka Piotr. Tak bowiem czytamy w 1 P 5, 13:
Pozdrawia was… Marek, mój syn.
Uważa się powszechnie, że chodzi tu o Jana Marka, który nie jest rodzonym, lecz duchowym synem Piotra. Natomiast mało prawdopodobną jest hipoteza, że Marek przyjął chrzest z rąk Pawła w Ikonium, gdzie w tym czasie byli także obecni Sylas i Barnaba.
Nikt nie znalazł dotychczas zadowalającej odpowiedzi na pytanie – a intryguje ono bardzo wielu – dlaczego Jan Marek odłączył się od Pawła i Barnaby. Wiadomo jedynie z dalszych relacji Dziejów Apostolskich, że Paweł uznał tę decyzję Marka za wysoce naganną, chyba głównie dlatego, że nagłe wyłączenie się z dobrze już zorganizowanej pracy jednego z trzech misjonarzy bardzo poważnie zakłócało plany nawet najbliższych działań apostolskich. Poszukując racji, dla których Jan Marek zdecydował się na tak niezwykły krok, sądzi się powszechnie, że zraziły go nie tylko trudności już przebytej trasy pierwszej podróży misyjnej, lecz także przewidywanie tego wszystkiego, czego można było się spodziewać na dalszych odcinkach tejże trasy. Trudności, które już należały do przeszłości nie było wiele. Łukasz zanotował tylko trochę kłopotliwe, chociaż przecież szczęśliwie zakończone spotkanie z czarnoksiężnikiem Elymasem w okolicach Pafos na Cyprze. To powinno raczej zmobilizować Jana Marka i napełnić nowymi siłami do dalszych apostolskich działań. Łukasz tak bowiem kończy opis tego incydentu:
Wtedy prokonsul widząc, co się stało, uwierzył zdumiony nauką Pańską (Dz 13, 12).
Nieco mniej korzystniej mogły wypaść przewidywania rzeczy przyszłych. Jan Marek wiedział z pewnością, dokąd i którędy miała wieść dalsza trasa pierwszej podróży misyjnej Pawła. Szczególnym niepokojem mogło go napawać owo „którędy”. Żeby bowiem dotrzeć do Antiochii Pizydyjskiej, kolejnego etapu podróży, należało przejść przez zachodnią część gór Taurus, słynących z tego, że były gniazdem niebezpiecznych rozbójników, pomijając już same trudy górskiej wspinaczki. Kolejni cesarze rzymscy, August i Klaudiusz. mimo iż posiadali po zęby uzbrojone wojsko, musieli włożyć wiele wysiłku, żeby jako tako zawładnąć okolicami. Wszystko to najprawdopodobniej było wiadome młodemu Markowi. Nie starczyło mu odwagi, zrezygnował. Wrócił do Jerozolimy, do własnego domu, gdzie być może, jeszcze oczekiwała na niego rodzona matka.
Do końca pierwszej podróży misyjnej, Łukasz opisujący jej poszczególne etapy ani razu nie wspomina już osoby Marka. Ukończywszy ową podróż Paweł i Barnaba wrócili tam, skąd wyruszyli, do Antiochii Syryjskiej. W Dz 15, 35 czytamy:
A Paweł i Barnaba przebywali w Antiochii, nauczali i razem z wielu innymi głosili słowo Pańskie.
W tym charakterystycznym dla Łukasza podsumowaniu nie jest wspomniany de nomine Jan Marek, bo też nie wydaje się, by przebywał on w Antiochii razem z Pawłem i Barnabą.
Tyle o rozstaniu się Pawła z Janem Markiem i krótkim pobycie w Perge.
Natomiast znacznie dłużej musiał potrwać i dość dokładnie został przedstawiony przez Łukasza pobyt – już tylko Pawła i Barnaby – w Antiochii Pizydyjskiej. Zwyczajem dotąd przestrzeganym swoją działalność w Antiochii rozpoczął Paweł od nawiązania kontaktów z miejscowymi Żydami, którzy okazali się na tyle życzliwi, że sami poprosili Pawła i Barnabę o wyjaśnienie pewnego fragmentu Prawa i Proroków.
Przemówcie, bracia – prosili przełożeni synagogi – jeżeli macie jakieś słowo zachęty dla ludu (Dz 13, 15).
Niewykluczone, że przynajmniej przełożeni synagogi wiedzieli, iż Paweł był uczniem Gamaliela, a może też i w jakiś inny sposób pozwolił im Apostoł stwierdzić, do jakiego stopnia był obeznany z Prawem i Prorokami. Nie wydaje się natomiast – dalszy bieg wypadków dość wyraźnie na to wskazuje – żeby Paweł wspomniał o swoim nawróceniu lub o zamiarach, z jakimi teraz przemierzał całą Azję Mniejszą.
Korzystając skwapliwie z zaproszenia wygłasza Paweł mowę – pierwszą z zanotowanych przez Łukasza mów Pawła – uwzględniającą bardzo wyraźnie to, że jej słuchaczami byli Żydzi. Świadomość posiadania przed sobą audytorium złożonego z Żydów ułatwia znalezienie wspólnej płaszczyzny w postaci tej samej wiary w Boga jedynego. Dając wyraz temu zbliżeniu, posługuje się Paweł zaszczytnym określeniem „Izraelici”. Bardzo zależy mu też na drugiej grupie słuchaczy, tj. na tzw. bogobojnych. Oni to właśnie reprezentowali świat pogański, lub dokładniej – tę część pogan, która wyraźnie sympatyzowała bądź z judaizmem, bądź – co jest bardziej prawdopodobne – z   chrześcijaństwem. Paweł jest przecież ciągle świadom tego, że został posłany, aby być apostołem pogan. Jego kontakty z Żydami mają charakter przede wszystkim pewnego posunięcia taktycznego.
Zwracając się do Żydów uznał Paweł za wskazane wyliczyć najpierw dobrodziejstwa Bożej opatrzności względem narodu wybranego (Dz 13, 16–25). Oczywiście był to tylko wstęp. Część istotną wszystkich pouczeń Pawła Apostoła stanowiła zawsze chrystologia, zaś przypieczętowaniem całego zbawczego dzieła Jezusa było Jego zmartwychwstanie (Dz 13,26–37). Paweł kończył zazwyczaj swoje  mowy typu judaistycznego wezwaniem do wiary w Chrystusa, podkreślając przy tym z całym naciskiem, że tylko ta wiara jest w stanie zapewnić ludziom usprawiedliwienie (Dz 13, 38–41).




Tych, którzy znali historię nawrócenia Pawła z autopsji intrygowały z pewnością najbardziej początki nauczania Pawła, a dokładniej mówiąc, pierwsze wystąpienie Apostoła. Co i jak będzie mówił do chrześcijan ten jeszcze do niedawna ich prześladowca? Będzie się usprawiedliwiał, będzie ich przepraszał? Będzie opowiadał historię swojego nawrócenia? Jak wytłumaczy to, co się z nim stało? Jak będzie nauczał chrześcijan? Co on w ogóle o nich wie? Co wie o Jezusie? Nie wiemy, niestety, jakie było to bezwzględnie pierwsze wystąpienie Pawła. To, które Łukasz zapisał w Dziejach jako pierwsze – mowa w Antiochii Pizydyjskiej – było już któreś z rzędu. Tym niemniej należy je zaliczyć do początków nauczania Pawła.
Kilka spraw w tym wystąpieniu zasługuje ze wszech miar na chwilę uwagi.
Po pierwsze: sposób, w jaki zwraca się Paweł do swoich słuchaczy. Większość wśród nich stanowią Żydzi, ale Paweł wiedział dobrze, że byli tam również i nie-Żydzi. Tych ostatnich pewnie przez kurtuazję, nie chciał nazywać po prostu poganami, choć, to prawda nie byli oni tylko zwykłymi poganami. Paweł nazywa ich „bogobojnymi”. Takimi bywali zazwyczaj poganie zbliżający się już w pewien sposób do chrześcijan, a może do judaizmu. Z drugiej strony jednak wiadomo, że określenie to mogło się odnosić także do pogan, którzy też okazywali bojaźń swoim bogom. W bojaźni wyczerpywała się zresztą w ogóle postawa poganina wobec jego bogów. Samo przemówienie w swojej części zasadniczej jest poświęcone dobroci Boga jedynego. Dobroć tę Bóg okazał nade wszystko Izraelitom, do których Paweł siebie też zalicza. Bóg czynił zadość wszystkim pragnieniom Izraelitów, którzy od chwili zawarcia Przymierza na Synaju stanowią szczególną własność Boga:
Ty bowiem jesteś narodem poświęconym Panu, Bogu twojemu. Ciebie wybrał Pan, Bóg twój, byś spośród wszystkich narodów które są na powierzchni ziemi, był ludem będącym Jego szczególną własnością (Pwt 7, 6).
Po drugie – i to kolejna nowość: Paweł dokonuje podziału Żydów, a mówiąc dokładniej, podziału tego dokonuje pojawienie się Jezusa. Część Izraela uznaje jego misję – do takich Żydów zalicza już siebie także i Paweł – część zaś zdecydowanie odrzuca Jezusa. Dla pogan ta wiadomość o dwu rodzajach Żydów musiała być nieco szokująca. Nie wiadomo też, jak podziałała na bogobojnych: skłoniła ich do rychlejszego przejścia na chrześcijaństwo, czy też rozczarowała postawą Żydów i kazała nieco przedłużyć okres swoistego katechumenatu.
Po trzecie: dobra nowina o odpuszczeniu grzechów. Słuchacze Pawła dowiadują się po raz pierwszy, że mogą być uwolnieni od wszystkich grzechów, jeśli tylko uwierzą w Jezusa Chrystusa. Dalsze etapy nauczania prowadzonego przez Pawła na planie pierwszym zdecydowanie ukazują krzyż Chrystusa. Cała teologia Pawła będzie coraz wyraźniej sprowadzać się do nauki o zbawczym dziele Jezusa Chrystusa. Z tak rozumianej Ewangelii nie zrezygnuje Apostoł za żadną cenę, mimo iż krzyż Chrystusa będzie się wydawał głupstwem dla jednych i zgorszeniem dla drugich.
Znamienna – wreszcie – dla tego nauczania jest absolutna bezkompromisowość: nie chodzi mu o żadne korzyści materialne, ani o sławę, ani o posiadanie własnej szkoły, która by mogła skutecznie współzawodniczyć z działalnością filozofów pogańskich. Dewiza nauczania i życia Pawła brzmi: dla mnie umrzeć – to zysk, a żyć – to Chrystus (Flp 1, 21). Tyle w związku z pierwszym wystąpieniem Pawła w Antiochii.
A oto jak rozwijała się działalność apostolska Pawła i Barnaby na terenie tego miasta, stolicy Pizydii.
Kiedy wychodzili, proszono ich, aby w następny szabat mówili do nich o tym samym. A po zakończeniu zebrania, wielu Żydów i pobożnych prozelitów towarzyszyło Pawłowi i Barnabie, którzy w rozmowie starali się zachęcić ich do wytrwania w łasce Bożej. W następny szabat zebrało się niemal całe miasto, aby słuchać słowa Bożego (Dz 13, 42–44).
Niestety, Łukasz nie podał nawet w najogólniejszym skrócie treści drugiego wystąpienia. Lecz ze sposobu, w jaki nań zareagowali przełożeni synagogi i starsi diaspory żydowskiej, można wywnioskować, że już bez żadnych niedomówień wykazał Paweł w tym przemówieniu odrębność chrześcijaństwa od judaizmu, A może – jak to uczynił Piotr w swej wielkiej mowie po zesłaniu Ducha Świętego – całą odpowiedzialnością za śmierć Chrystusa obarcza właśnie Żydów. Tak bowiem mówił Paweł:
Mieszkańcy Jerozolimy i ich zwierzchnicy nie uznali Go i potępiając Go, wypełnili głosy Proroków, odczytywane co szabat. Chociaż nie znaleźli w Nim żadnej winy zasługującej na śmierć, zażądali od Piłata, aby Go stracił (Dz 13, 27n).
Reakcja była jednoznaczna:
Kiedy Żydzi zobaczyli tłumy, ogarnęła ich zazdrość i bluźniąc sprzeciwiali się temu, co mówił Paweł (Dz 13, 45).
Nie ulegało już bowiem wątpliwości, że tłumy owe nie powiększą społeczności Żydów obstających wiernie przy Prawie i ciągle oczekujących na przyjście Mesjasza, wybawiciela politycznego. Paweł wcale nie zabiegał o nawrócenie pogan na judaizm. Nieustępliwość – żeby nie powiedzieć wręcz: wrogość Żydów – musiała być tak nieubłagana, że Paweł i Barnaba, powiedzieli odważnie:
Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan (Dz 13, 46).
Teraz więc Paweł już całkowicie odkrył karty. Miary wszystkiego dopełnił ten oto cytat z proroka Izajasza:
Ustanowiłem cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi (Dz 13, 47 – Iz 49, 6).
Pozbyć się, wypędzić z miasta szkodliwych misjonarzy nie było trudno:
Żydzi podburzyli pobożne a wpływowe niewiasty i znaczniejszych obywateli, wzniecili prześladowanie Pawła i Barnaby, i wyrzucili ich ze swoich granic (Dz 13, 50).
Na terenie całego imperium rzymskiego judaizm był religią (religio licita). Chrześcijaństwo przez dłuższy czas korzystało z analogicznych przywilejów, ale tylko dlatego, że nie było dość wyraźnie odróżniane od judaizmu. Gdziekolwiek zaś odcinało się wyraźnie od judaizmu, było ścigane jako religio illicita, przy czym zawsze można było wykorzystać ewentualne obawy o naruszenie ładu publicznego. Otóż w Antiochii źródłem pewnych niepokojów było pojawienie się tam Pawła i Barnaby. Dokonawszy symbolicznego „otrząśnięcia pyłu z nóg”, opuścili Antiochię tak z początku gościnną, a później wyraźnie wrogą.
Opuściwszy Antiochię Paweł i Barnaba wkroczyli do kolejnej krainy małoazjatyckiej, tj. do Likaonii. Miejscem pierwszego, nieco dłuższego postoju było tu miasto Ikonium. Historia pobytu obydwu misjonarzy w tym mieście bardzo przypomina dzieje ich działalności w Antiochii Pizydyjskiej:
W Ikonium weszli tak samo do synagogi żydowskiej i przemawiali, tak że wielka liczba pogan i Żydów uwierzyła. Ale ci Żydzi, którzy nie uwierzyli, podburzyli i źle usposobili pogan wobec braci (Dz 14, 1–2).
Lecz tym razem Paweł i Barnaba niełatwo dali za wygraną:
Pozostali tam dość długi czas i nauczali odważnie, ufni w Panu, który potwierdzał słowo swej łaski cudami i znakami dokonywanymi przez ich ręce (Dz 14, 3).
Sądzą niektórzy, że spośród wszystkich miast Azji Mniejszej Ikonium najdłużej gościło Pawła i Barnabę. Ale nie ustawali też w swoich knowaniach i Żydzi. Nie mogli jednak o słuszności swojej sprawy przekonać zbyt łatwo dość demokratyczny zarząd miasta.

Doprowadzili jednak do tego, że:
podzielili się mieszkańcy miasta: jedni byli z Żydami, a drudzy z apostołami (Dz 14, 4).
Wreszcie dopięli swego: porozumieli się ostatecznie Żydzi z poganami, zdołano przekonać przełożonych miejscowej diaspory żydowskiej i postanowiono naprzód znieważyć, a potem ukamienować Barnabę i Pawła.
Nie było sensu oczekiwać na urzeczywistnienie tego postanowienia. Obaj misjonarze przenieśli się tedy naprzód do Listry, a potem do Derbe, i nie tylko w tych miastach, lecz także w ich okolicy głosili Ewangelię.
Ale historia znów powtarza się według tego samego schematu: po entuzjazmie towarzyszącym pierwszym wystąpieniom obydwu misjonarzy, zaniepokojeni tymi sukcesami Żydzi zorganizowali akcje uniemożliwiające dalsze głoszenie Ewangelii. Gdyby nie Żydzi, wśród pogan ziarno słowa Bożego wydawałoby jeszcze piękniejsze i obfitsze plony. Dla samego Pawła był to zapewne powód nie lada smutku i wewnętrznej rozterki. Przecież do końca życia nigdy nie zapierał się Paweł swojego żydowskiego pochodzenia, ani na chwilę nie zapominał o szczególnym uprzywilejowaniu narodu wybranego; on to wypracował całą teologię wierności Boga względem Izraela. Z racji tego przywiązania intelektualno-emocjonalnego do swego narodu działalność apostolską w każdym nowym ośrodku rozpoczynał Paweł od nawiązania kontaktu z miejscową synagogą. Żywił pozornie uzasadnioną nadzieję, że łatwiej będzie mu porozumieć się z ludźmi wierzącymi w jednego Boga niż z pogańskimi bałwochwalcami.
Jakże srodze się zawiódł! Być może, zawodu owego nie przeżywał tak bardzo boleśnie za pierwszym razem. Mógł mieć nadzieję, że Żydzi z Antiochii Pizydyjskiej stanowili przypadek odosobniony. Sytuacja powtarzała się jednak za każdym razem w identyczny sposób: po pierwszych wystąpieniach, Paweł, nie krępowany w swym działaniu przez Żydów, zyskiwał sobie widoczne zrozumienie u pogan, którzy przechodzili jednak nie na judaizm lecz na chrześcijaństwo, czego Żydzi nie mogli znosić spokojnie. Reakcja bywała z zasady tak ostra, że Paweł, jeśli nie kończył w wiezieniu, musiał uchodzić z danej miejscowości przed czasem. Tak było w Antiochii Pizydyjskiej, w Ikonium, w Listrze i Derbe.
Czy bardzo się temu dziwił? Chyba nie, boć przecież do niedawna sam był prześladowcą wyznawców Chrystusa. Na pewno jednak bolał nad tym i szukał sposobu, w jaki mógłby sprowadzić swoich braci według ciała na drogę Ewangelii. Swoim pragnieniom w tym względzie dał tak oto wyraz:
Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, że w sercu odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Wolałbym bowiem sam być pod klątwą, odłączony od Chrystusa dla zbawienia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami (Rz 9, 1–2).
Co czynić w takiej sytuacji? Jak się zachować, kiedy wiadomo z całą pewnością, że błądzi ojczyzna, że na złą drogę wkroczyli bracia, z którymi przecież odczuwa się tak żywo związki krwi? Jedno widział Paweł w tej sytuacji jasno: nie zamierzał wyrzekać się ani swojej ojczyzny, ani braci. Będzie się modlił i cierpiał za braci, żeby weszli na drogę prawdy.
Wróćmy jednak znowu do Listry, gdzie sytuacja była dla misjonarzy korzystna, przynajmniej początkowo, choćby z tego względu, że kolonia żydowska była tam chyba dość nieliczna i mało aktywna, o czym świadczy między innymi brak synagogi w mieście. Dlatego w relacji Łukasza o pobycie Pawła w Listrze nie ma żadnej wzmianki o próbach nawiązania kontaktów z Żydami w tym mieście. Tak więc początki działalności misjonarskiej Pawła i Barnaby w ostatnich dwu miastach Likaonii stały pod znakiem wyraźnych sukcesów. W Listrze np. entuzjazm początkowy był tak ogromny, że Barnabę wzięto za Zeusa, a Pawła – ponieważ to on właśnie głównie przemawiał – za Hermesa i sam pogański kapłan bożka Zeusa:
przywiódł przed bramę miasta woły, przyniósł wieńce i zamierzał razem z tłumem złożyć im ofiarę (Dz 15, 13).
Okazja niebywała! Ileż możliwości apostolskich otwierało się natychmiast przed obydwu mężami Bożymi, jakie perspektywy i jak wiele masowych nawróceń! Przecież można było zrobić z tymi ludźmi dosłownie wszystko – wszystko dla Bożej sprawy.
A jednak Paweł nie skorzysta z tej szansy. Zachowa się tak jak kiedyś Jan Chrzciciel, który mógł uchodzić w oczach ludzi za Mesjasza. Tylu przed nim tego pragnęło! Ale on nie. Podobnie Paweł. Po prostu, zwyczajnie wyprowadził ludzi z błędu oświadczając głośno:
My, też jesteśmy ludźmi, podobnie jak wy podlegamy cierpieniom (Dz 14, 15).
Psychologowie powiadają, że każdy normalny człowiek powinien pragnąć wielkości. Tzw. zdrowe ambicje są oznaką psychicznego zdrowia. A jednak nie. Ani św. Jan Chrzciciel, ani św. Paweł, ani zwłaszcza św. Franciszek z Asyżu! Żaden z nich nie żywił takich ambicji, A ten ostatni robił nawet wszystko, żeby się wydawać mniejszym niż w rzeczywistości był. Chyba najkonsekwentniej wprowadził w życie słowa wypowiedziane przez Pawła o Jezusie:
On istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie przyjąwszy postać sługi (Flp 2, 5 n).
Okazuje się też, że wspaniałość, wyjątkowość tych szans życiowych jest bardzo wątpliwa. O wszystkim zresztą decyduje ustalona raz na zawsze hierarchia wartości albo tzw. zasady życiowe, niezbywalne za żadną cenę. Tylko dla owych zasad rzeczywiście warto poświęcić wszystko.
Z szansy albo z tzw. szansy życiowej nie powinno się żadna miarą korzystać wtedy, gdy człowiek jest przekonany, że nie dorasta do wielkości zadań, jakie owa szansa – choćby była jak najbardziej godziwa – przed człowiekiem stawia. Liczenie w tym wypadku na pomoc Bożą może się łatwo przekształcić w zwykłe kuszenie Boga. A tzw. „dobro sprawy”, którym się w tych sytuacjach często szermuje, jest dość ewidentnym przysłanianiem własnej próżności i egoizmu. Wszystko to sprowadza się zresztą do bezwzględnego prymatu prawdy. Za żadną cenę i pod żadnym pozorem nie wolno rozmijać się z prawdą. Paweł nie mógł się zgodzić, by go uważano za Hermesa, bo uosobieniem nieprawdy był sam Hermes, a Paweł był tylko człowiekiem.
Niewykluczone, iż w owym obwołaniu Pawła i Barnaby bogami pewną rolę odegrała również dość żywa tradycja, według której sam Zeus w towarzystwie syna swego Hermesa nawiedził kiedyś właśnie okolice Listry, by stwierdzić, jakie też potrzeby mają mieszkający tam ludzie i w czym bogowie mogliby im przyjść z ewentualną pomocą. Niestety, mieszkańcy Listry, zwłaszcza ci zamożniejsi, okazali się bardzo niegościnni i ostatecznie Zeus i Hermes znaleźli schronienie w ubogiej chacie Filemona i Baucis. W sposób dla bogów właściwy została ukarana niegościnność mieszkańców Listry: zginęli prawie wszyscy, nawiedzeni straszną powodzią. Natomiast ubogą, lecz gościnną chatę Filemona i Baucis zamienili bogowie we wspaniałą świątynię, w której przez długie lata składane były ofiary na cześć obydwu bożków. Kiedy zaś nadeszła chwila śmierci obojga gościnnych staruszków, zostali przemienieni: Filemon w potężny dąb, a Baucis – w rozłożystą lipę. Obecność tych drzew o splecionych nawzajem koronach miała być świadectwem nawiedzenia ludzi przez bogów.
Oczywiście Paweł nie mógł dopuścić do tego, by z powodu jego i Barnaby dokonał się jakiś akt bałwochwalczy. Został przecież posłany po to, by zwalczać wszelkie formy bałwochwalstwa. Skorzystał jednak ze sposobności i wygłosił mowę, w której próbował wykazać, że mieszkańcy Listry są w błędzie, że czczą fałszywych bogów. Mowy Pawła w Listrze nie zanotował Łukasz chyba w całości, nad czym należy ubolewać, gdyż byłby to, obok mowy na Areopagu w Atenach, jedyny przykład katechetycznej mowy wczesnochrześcijańskiej skierowanej do pogan.
Z tego, co Łukasz zanotował w wystąpieniu Pawła, na uwagę zasługują następujące myśli: 1) Bóg chrześcijan (i Żydów) jest Bogiem żywym, podczas gdy idole są marnościami; 2) wszystko, co jest, zawdzięcza swoje istnienie Bogu żywemu i Prawdziwemu; 3) istotę tego Boga stanowi Jego dobroć względem ludzi. Jest to Bóg, który:
zsyła deszcz z nieba i urodzajne lata, karmi i radością napełnia ludzkie serca (Dz 14, 17).
Lecz oto jak niespodziewanie zmienia się sytuacja:
Nadeszli Żydzi z Antiochii i z Ikonium. Podburzyli tłum, ukamienowali Pawła i wywlekli go za miasto, sądząc, że nie żyje (Dz 14, 19).


Ale Paweł żył.
Kiedy go otoczyli uczniowie, podniósł się i wszedł do miasta (14, 20).
Potem nie zwlekając już wcale, udał się wspólnie z Barnabą do Derbe, gdzie chyba nie spotkało ich nic złego, skoro Łukasz nie zanotował w związku z pobytem w tym mieście żadnego nieszczęścia. Miasto Derbe stanowiło też ostatni etap pierwszej podróży misyjnej Pawła. Stamtąd, nie zatrzymując się już nigdzie dłużej, Paweł i Barnaba przeszli przez Pizydię i Pamfilię, chyba zabawili nieco dłużej w Perge, bo Łukasz zaznacza, że „nauczali w Perge”, zeszli do Attalii i drogą morską wrócili do Antiochii Syryjskiej, skąd przed kilku laty wyruszyli w tę pełną przygód wyprawę.
Był jednak pewien powód – i to bardzo ważne – dla którego Paweł tą samą drogą wracał do Antiochii Syryjskiej. Oto w każdym założonym niedawno Kościele ustanawiali kolejno kapłanów, zwanych inaczej starszymi. Dokonywało się to wśród modlitw i postów, i chyba – choć Łukasz nie mówi o tym wyraźnie w tym przypadku – przez włożenie rąk.
Opowieści o wrażeniach z kilkuletniej wyprawy misyjnej zajęły wiele godzin podczas pobytu w Antiochii między pierwszą a drugą podróżą misyjną. Myśl przewodnia owych wrażeń sprowadzała się do podziwu dla tego, co Bóg przez nich zdziałał i jak otworzył poganom podwoje wiary.
Historia apostolskiej działalności Pawła – to dzieje jego misyjnych podróży. Podróże odgrywały w życiu Pawła bardzo ważną rolę. Zresztą warto zwrócić uwagę na fakt, że w czasie podroży również umiera niejako Szaweł, a rodzi się Paweł. Pewnie już z natury nie lubił on prowadzić osiadłego trybu życia. Podróżował zarówno wtedy, kiedy prześladował chrześcijan, jak i wtedy, kiedy troszczył się o pomnażanie ich liczby. Okazuje się, że w tym ostatnim przypadku wypełniał Paweł dokładnie polecenie Chrystusa, który kazał chodzić i głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Nie pozwalał apostołom tkwić w jednym miejscu i czekać aż ludzie do nich przyjdą. Kazał iść:
Idąc na cały świat głoście Ewangelię…
W przypadku Pawła wiązało się to również z pewną koncepcją zarówno grzechu jak i odkupienia. O tych co tkwią w grzechach Paweł mówi między innymi, że oddalili się od Boga i trwają w owym oddaleniu.
Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa (…). A przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko i pokój tym, którzy są blisko, bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca (Ef 2, 13.17 n).
Sytuacja owych oddalonych jest taka, że nie są oni w stanie powrócić, zbliżyć się ponownie do Boga. Adam, popełniwszy pierwszy grzech, również nie potrafił zdobyć się na decyzję powrotu do Boga. To Bóg szukał Adama po to, by znów zbliżyć go do Siebie. Całe posłannictwo Chrystusa jest jednym poszukiwaniem człowieka. Chrystus jest ciągle w drodze. Poszukuje człowieka, by go ku sobie przybliżyć i dokonać w ten sposób dzieła zbawienia. Paweł zaś swoje apostołowanie uważa za kontynuację dzieła Chrystusa w czasie i przestrzeni. Dlatego to cała działalność apostolska Pawła pozostaje pod znakiem apostolskich podróży.
Tak więc podróżował Paweł dlatego, żeby jak najrychlej, jak najskuteczniej i jak największej liczbie ludzi donieść owoce zbawczej męki Jezusa Chrystusa.
Niewykluczone, że z zamiłowania był Paweł również podróżnikiem. Można to dostrzec – o czym już była mowa – także w działalności jeszcze nienawróconego Szawła. Z drugiej strony za to zamiłowanie do podróży bądź pragnienie doniesienia wszystkim zbawienia musiał Paweł płacić dość wysoką cenę.
Trzy razy byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc byłem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach w zimnie i nagości… (2 Kor 11, 25–27).
Oto co znaczyło dla Pawła być w drodze. Niech nam ten święty podróżnik patronuje w naszych codziennych drogach do pracy, w naszych mocno opóźnionych powrotach do domów oraz w pogodzeniu się z myślą, że nie będzie nam dane nigdy wyruszyć w najbardziej może wymarzone podróże.



 

3
Stycznia

Autor wpisu

Adam